piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdział 5.



BONUS. Z perspektywy Natalie…

Leżałam w śpiworze, wyklinając w głowie cały świat. Miałam czternaście lat i byłam z rodzicami pod namiotem na jakimś zadupiu, gdzieś niedaleko Dorset. Nie chciałam tu przyjeżdżać, wolałam spędzić pierwszy tydzień wakacji z moja najlepszą przyjaciółką, Suzanne, ale jak zwykle nikt mnie nie słuchał. W końcu byłam tylko małym dzieckiem. Standard. Czasami miałam ich wszystkich dość, tej całej nadopiekuńczości, tych wszystkich zakazów, nakazów i ograniczeń. Czy oni nie rozumieli, że już przestałam być małą dziewczynką? Prychnęłam cicho. Jeśli myśleli, że na campingu im się podporządkuję, to się przeliczyli.
          Znudzona wpatrywaniem się w brezent, postanowiłam się przejść. Wyślizgnęłam się ze śpiwora, zgarnęłam ciepłą bluzę i wymknęłam się po cichu z namiotu. Miałam nadzieję, że świeże powietrze wymyje ze mnie gniew i przygnębienie. Byłam znużona zamęczaniem się tym wszystkim.
          Ruszyłam w kierunku niewielkiego jeziora, które znajdowała się niedaleko naszego obozowiska. Usiadłam na końcu starego, drewnianego pomostu i wlepiłam wzrok w księżyc w pełni. Uwielbiałam patrzeć nocą w niebo, obserwować zmieniający się księżyc i błyszczące gwiazdy. Marzyłam o tym, aby kiedyś spotkać kogoś, z kim będę mogła wypatrywać spadających gwiazd. Fantazjowałam o tajemniczym chłopaku, który potrafiłbym mnie zrozumieć i zaakceptować.
          Nagle ciszę panującą wokół mnie przerwał rozpaczliwy krzyk i głośne warknięcie. Odwróciłam się gwałtownie i to co ujrzałam zmroziło mi krew w żyłach.
          Przypomniał mi się program, który kiedyś widziałam na jakimś kanale przyrodniczym. Ofiary ataków dużych drapieżników opowiadały na nich, jak cudem udało im się ujść z życiem. Tylko, że moi rodzice nie wyglądali na żywych. Leżąc pomiędzy łapami wielkiego wilka przypominali raczej szmaciane kukiełki niż ludzi, którzy mają przeżyć.
          Z przerażeniem patrzyłam jak paszcza potwora wyposażona w wielkie, ostre zęby, zbliża się do ciała mojej matki. Nie mogąc oderwać wzroku patrzyłam jak wilk rozrywa mojej matce gardło.
          Nie panując nad własnymi reakcjami, zaczęłam krzyczeć. Bestia odwróciła się w moją stronę i w blasku księżyca ujrzałam wielkie brązowe ślepia, w których widniała jedynie dzikość i głód.
          Potwór zostawił ciała moich rodziców, którzy zapewne właśnie wykrwawiali się na śmierć. Chciałam do nich podbiec, jednak mój instynkt samozachowawczy już opracowywał drogę ucieczki. Stałam na końcu pomostu, więc jedyną drogą ucieczki była woda…
          Zawahałam się, a wilk w tym czasie zdążył podejść niebezpiecznie blisko mnie. Wstrzymałam oddech i wskoczyłam do jeziora.
          Lodowata woda zdawała się spychać mnie na dno, ja jednak machałam z całej siły kończynami, próbują wydostać się na powierzchnię. Wiedziałam, że jeśli chcę przeżyć, to muszę walczyć.
          Po paru sekundach, które dla mnie były wiecznością, wypłynęłam na powierzchnię i odetchnęłam z ulgą. Udało się.
          Moje szczęście było jednak przedwczesne. Mieliście tak kiedyś? Byliście pewni, że już wygraliście, ale rzeczywistość miała co do Was inne plany i przypominając o sobie odbierała całą nadzieję? Ja właśnie to czułam. Czułem się jakby ktoś walnął mnie obuchem. Dlaczego? Bo paszcza wilka, który zabił mi rodziców, znajdowała się parę centymetrów mojej twarzy, ociekając krwią.
          Zaczęłam krzyczeć.


Z powrotem z perspektywy Zayna…   
   
          Obudził mnie głośny krzyk, który niespodziewanie przeszył ciszę panującą wokół mnie. Wołanie pełne bólu, strachu i niemej prośby o pomoc. Krzyk małego dziecka, które zgubiło matkę i stoi samotnie na środku drogi, zdane na łaskę śpieszących się, wypranych z emocji przechodni. Zanim zdążyłem zlokalizować źródło dźwięku i podnieść się z kanapy, krzyk ucichł, równie niespodziewanie jak się pojawił. Bez żadnego ostrzeżenia.         
Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po ciemnym pokoju, próbując zlokalizować potencjalne źródło rozpaczliwego krzyku, jednak zamiast tego zadałem sobie sprawę, że nie mam pojęcia gdzie jestem. Zanim zdążyłem przypomnieć sobie wczorajszy wieczór, ciszę znowu przeciął pełen strachu szloch. I razem z nim przyszło olśnienie. Natalie!
          Moje serce na chwilę zgubiło rytm, by po chwili zacząć pompować krew dwa razy szybciej. Przerażenie wypełniało całe moje ciało, gdy tylko pomyślałem o tym, ze zielonookiej mogło się coś stać. Zerwałem się na równe nogi i na złamanie karku pognałem do sypialni Talie, do której ją zaniosłem, gdy zasnęła w moich objęciach. Teraz żałowałem swojej decyzji. Mogłem zatrzymać ją przy sobie.
          Wbiegłem do pokoju i stanąłem przy wielkim, dwuosobowym łóżku, przyglądając się szlochającej dziewczynie. Talie rzucała się na łóżku krzycząc i wyginając ciało w łuk. Wyglądała jakby cierpiała niewyobrażalne katusze.
          Szybko usiadłem na brzegu łóżka i delikatnie, żeby jej nie przestraszyć, przygarnąłem dziewczynę do siebie. Czując moje ramiona wokół siebie Talie na początku zesztywniała, jednak z chwilą, z którą przyszło rozpoznanie, wtuliła głowę w zagłębienie na moim ramieniu, nie przestając szlochać. Słone, chłodne krople powoli spływały po moim nagim torsie, smagając mnie niczym bicze. Cierpienie Talie sprawiało mi ból, a każda jej łza była niczym igła wbijana w moje serce. Jednak byłem pewien, że ból, który sprawiał mi płacz Natalie był nieporównywalnie mniejszy niż ten, który jej wywołał.
          Dziewczyna przylgnęła do mnie całym ciałem. Uczepiła się mnie niczym rozbitek koła ratunkowego, jakby w obawie, że zostawię ja samą, wystawioną na pastwę nocnego koszmaru.
- Cii… Spokojnie. Jestem tu. Wszystko będzie dobrze – szeptałem z twarzą ukrytą w jej satynowych włosach, gładząc ją uspokajająco po plecach. – To był tylko sen.
          Dziewczyna pomału się uspokajała. Jej oddech się wyrównywał, a szybko bijące serce powoli odnajdywało zagubiony rytm. Tylko łzy nadal płynęły nieprzerwanym strumieniem z jej pięknych oczu, teraz wypełnionych bólem i strachem, wytyczając mokre szlaki na naszych ciałach.
- Przepraszam – wyszeptała ochrypłym od płaczu głosem. – Wiedziałam, że nie powinieneś zostawać na noc.
- Nic się nie stało – odszepnąłem, z głową nadal znużoną w jej hebanowych lokach, napawając się ich zapachem. – Cieszę się, że zostałem. Nie powinnaś być sama.
- To samo mówiła Ann, próbując odwieść mnie od przyjazdu do Londynu parę dni przed nią– powiedziała, ocierając łzy wierzchem dłoni.
          Miedzy nami zapadła względna cisza, przerywana naszymi cichymi oddechami. Nie wiedziałem jak powinienem się zachować. Chciałem poznać przyczynę jej krzyku, jednak bałem się, że dziewczyna się ode mnie odsunie, gdy tylko poruszę temat.
- Opowiesz mi o tym? Rozmowa Ci pomoże, a ja podobno jestem dobrym słuchaczem – powiedziałem niepewnie,. Lekko się uśmiechnąłem, próbując dodać jej w ten sposób otuchy.
          Natalie zareagowała tak jak się tego obawiałem. Wyplątała się szybko z moich objęć, jakby nagle zaczęła się w nich dusić, i usiadła na krawędzi łóżka, tyłem do mnie, odgradzając się niewidzialnym murem.
- To nie Twój interes – powiedziała głosem bez wyrazu, nawet na mnie nie patrząc. – Nie potrzebuję litości, a już na pewno nie Twojej.
 - Nie mam zamiaru się nad Tobą litować! – powiedziałem podniesionym głosem, zdenerwowany całą tą sytuacją, nie panując nad sobą. – Nie widzisz, że po prostu chcę Ci pomóc? Czy to tak trudno zrozumieć? – dodałem spokojniej, chwytając ją za przedramię.
          Dziewczyna wyszarpnęła rękę w mojego uścisku i odwróciła się w moją stronę. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, a jej głos był idealnie opanowany. Przypominała aktora odgrywającego swoją rolę w spektaklu.
- Już to kiedyś słyszałam. A potem co? Kłamstwa, udawany związek, wszystko w dobrej wierze, żeby uczynić mnie szczęśliwą, tak naprawdę niszcząc mnie oszustwem i brakiem prawdziwości. Nie chcę znowu przez to przechodzić. Nie z Tobą. Nie takim kosztem jak ostatnio.
          Mimo usilnych prób zachowania spokoju, po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Nie wiedziałem kto był tego sprawcą, ale miałem ochotę mu przywalić. Przez niego Natalie cierpiała i bała się mi zaufać.
- Nie jestem nim. Nie porównuj mnie do niego, skoro jeszcze mnie nie poznałaś. Nie jestem z Tobą z litości, po prostu Cię lubię. I nic tego nie zmieni. Daj mi szansę – powiedziałem patrząc jej w oczy, z których zaczęło wypływać coraz więcej łez.
- Nie potrafię. Przepraszam Zayn. Ja po prostu nie potrafię. Może nauczę się Ci ufać, ale jak sam powiedziałeś, nie znam Cię. Przepraszam, ale nie mogę – wykrztusiła dziewczyna, znowu zanosząc się szlochem.
- W porządku – odpowiedziałem, chociaż tak bardzo chciałem uwolnić ją spod balastu przykrych wspomnień.
          Na twarzy Talie wykwitło zdumienie. Przestała płakać i patrzyła na mnie, jakby nie dowierzając własnym uszom.
- I nie będziesz nalegał? – zdziwiła się. – Tak po prostu uszanujesz moją decyzję?
- Od tego są przyjaciele – powiedziałem spokojnie, rozchylając lekko ramiona. Natalie wtuliła się we mnie.
- Dziękuję – wyszeptała, nie przestając szlochać.

************************************************
Witam Was :D 
Jezu, nawet nie nie zdajecie sobie sprawy, jak się męczyłam z napisaniem dla Was czegokolwiek. A wiecie co jest najlepsze? To, z czym się męczyłam będzie w następnym poście, a wszystko co tutaj jest, stworzyłam w tym tygodniu. Nie wiem co było ze mną nie tak. Blokada? Być może. Po prostu nie mogłam napisać nic sensownego. A tu proszę, mam rozdział, z którego jestem całkiem zadowolona.
A teraz błagam: KOMENTUJCIE. Bez Waszych komentarzy ten blog nie ma sensu, bo nic nie napędza mnie do dalszego pisania.
Jeszcze jedno: mam prawie cały następny post, więc notka może pojawić się już za... powiedzmy 2 tygodnie. Ale, ale. Chcę widzieć tutaj conajmniej 20 komentarzy. Wierzę, że dacie radę. W końcu obserwatorów mam aż 41 (!).
Ach i bym zapomniała: mega dziękuję za to, że jesteście, za tych 41 obserwatorów i za 5 000 wejść. Wow, to w końcu dopiero 5. rozdział. Brakuje mi tu tylko komentarzy. Dacie radę?
Pozdrawiam! xxxx