piątek, 6 kwietnia 2012

Rozdział 1.

Londyn, maj 2010
   Właśnie skończyła się moja przygoda z X Factor. Ten program był dla mnie niczym nowy początek, dzięki niemu powstało One Direction. Zespół jest teraz dla mnie wszystkim. Aby być razem z chłopakami musiałem opuścić rodzinne miasto i przeprowadzić się do Londynu. Chociaż tęsknię za bliskimi niczego nie żałuję. Moje nowe życie jest spełnieniem wszystkich moich pragnień, wreszcie mogę robić to co kocham i dzięki czemu czuję się spełniony. Myślę, że chłopacy odbierają to tak samo. Dostaliśmy od życia szansę i postanowiliśmy z niej skorzystać, mimo ceny jaką przyszło nam za to zapłacić. Każdy z nas poświęcił się dla dobra zespołu, ale nie żałujemy tego.
  One Direction. Jesteśmy jak rodzina, a muzyka jest naszą pasją, spoiwem, które połączyło nas w całość. Cała nasza piątka jest wdzięczna jurorom X Factor za to, że stworzyli z nas jedność. Dzięki programowi zaprzyjaźniliśmy się i możemy robić to co sprawia nam wielką radość i satysfakcję; możemy na poważnie zająć się muzyką. Razem. Gdyby nie X Factor nie poznalibyśmy się i nie otrzymalibyśmy szansy na spełnienie naszych marzeń. Nasz zespół nie jest dla nas przykrym obowiązkiem, jakim dla niektórych jest praca, jest przede wszystkim wyrażaniem siebie wspólnie z przyjaciółmi. Przynajmniej ja to tak odbieram.
  Harry Styles, Liam Payne, Louis Tomlinson i Niall Horan są dla mnie niczym rodzeni bracia. Znamy się kilka miesięcy, a ja już nie wyobrażam sobie mojego życia bez nich. Razem tworzymy zgraną paczkę, zarówno na scenie jak i w realnym życiu
. To oni potrafią przywrócić mi dobry humor, gdy mam zły nastrój i popadam w depresję lub rutynę. Nadają wszystkiemu sens, gdy się gubię i tracę zdolność racjonalnego myślenia. Są czwórką ludzi, którzy znają jak nikt inny i którzy akceptują mnie takiego jakim jestem. Myślę, że to właśnie akceptacja jest kluczowym elementem, dzięki któremu staliśmy się rodziną. Nie potępiamy nikogo za to jaki jest, ani co zrobił; pomagamy sobie nawzajem i mamy świadomość, że zawsze możemy na siebie liczyć, co sprawia, że jesteśmy sobie niezwykle bliscy i czujemy, że jesteśmy we właściwym czasie, z właściwymi ludźmi, robiąc właściwe rzeczy. Czasami porównujemy się do muszkieterów, bo przyświeca nam ich motto: „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Wiemy, że co by nie było, zawsze mamy siebie nawzajem. Wtedy zespół był dla mnie wszystkim.
 
Kilka tygodni wcześniej kupiliśmy wspólnie dom. Mieszkanie osobno nie miało żadnego sensu, bo i tak większość czasu spędzaliśmy razem, a gdy okazywało się nagle, że mamy niezapowiedziany wywiad, albo coś w tym rodzaju, to bardzo trudno było nam się zorganizować. Naszą siedzibą została duża, wiekowa, parterowa willa z ogromnym ogrodem i basenem. W ogrodzie znajduje się również piękna, zabytkowa i niezwykle urokliwa altana, którą Niall upodobał sobie na miejsce do dumania i grania na gitarze. Mi też się tam podoba, ale w moim przypadku chodzi o to, że lubię czuć zapach historii, którym przesycona jest pergola. Siedząc na ławce, która się w niej znajduje wyobrażam sobie, co mogło dziać się tam wcześniej. Zazwyczaj myślę o zakazanej miłości, o kochankach, którzy potajemnie się tam spotykali. Miejsce jest odosobnione, stoi na samym krańcu posiadłości tam, gdzie ogród graniczy z lasem, więc idealnie pasuję do tego typu historii. Wiem, że to brzmi strasznie banalnie i czasami przeraża mnie samego, ale myślę, że każdy ma w sobie naturę romantyka, tylko nie każdy ma tego świadomość. Ja odkryłem w sobie duszę marzyciela właśnie w naszej bajkowej altanie. Nawet ja, znany jako bad boy, mam w sobie tę cząstkę błędnego rycerza, mimo, że być może na pierwszy rzut oka tego po mnie nie widać. Myślałem wtedy, że gdy w końcu znajdę „tą jedyną” zdobędę się na odwagę i pokażę się światu z tej innej, nowoodkrytej strony. Ale na to miałem czas, bo jeszcze wtedy nie spotkałem dziewczyny, która stałaby się moją księżniczką.
  Odkąd mieszkamy w jednym domu prawie cały czas spędzamy razem, co ma zalety jak również i wady, takie jak brak przestrzeni osobistej czy fakt, iż ukrywanie przed sobą czegokolwiek jest praktycznie niemożliwe. Praktycznie, bo w teorii różnie to bywa. Nadal mamy przed sobą małe sekrety, ale na większe tajemnice nie ma między nami miejsca, jesteśmy ze sobą zbyt blisko. Jednakże, mimo, iż nie zawsze jest kolorowo nie wyobrażam sobie życia bez naszych ciągłych wygłupów i bez naszych dziwactw, takich jak fobia na punkcie łyżek, miłość do marchewek czy posiadanie wypchanego gołębia.

 
Czasami, jako chłopacy, którzy dopiero wchodzą w dorosłe życie, czujemy się przytłoczeni wszystkimi aspektami bycia idolami tysięcy nastolatek. Sława ma wiele czarnych stron, więcej niż tych jasnych, jednak razem jakoś radzimy sobie z problemami takimi jak upierdliwi paparazzi, którzy tylko czekają na jakiś błąd z naszej strony, aby móc pożreć nas żywcem, czy nawiedzone fanki. Nie zrozumcie mnie źle, bo kochamy naszych fanów, ale niektórzy przesadzają ze swoją miłością do nas i są strasznie męczący. Wyobraźcie sobie, że to was otacza tłum wielbicieli za każdym razem, gdy opuszczacie bezpieczny schron jakim jest dom. Niezbyt przyjemna wizja prawda? A właśnie tak wygląda nasza codzienność. Nieprzyjemne są również sytuacje, w których któryś z nas wiąże się z jakąś dziewczyną, ponieważ wtedy nasze fanki rzucają się na nią jak sępy na padlinę i nie pozwalają jej normalnie żyć. Zazwyczaj nasze związki nie trwają zbyt długo, bo nasze partnerki nie wytrzymują presji wywieranej przez media i oszczerstw naszych wielbicieli. Nie rozumiem tylko jednego: dlaczego, jeśli tacy ludzie naprawdę są naszymi fanami, wieszają psy na naszych dziewczynach i pragną je wykończyć? Nam też należy się spokojny, pełen miłości związek, z którego będziemy mogli czerpać siły, czyż nie? Czy w relacji idol-fan nie chodzi o wsparcie? Żadne z nas jeszcze nie znalazł takiej dziewczyny, która byłaby wystarczająco wytrwała, aby przetrzymać ataki naszych fanów i paparazzi. Powiecie może, że jeśli nie potrafiły sobie z tym poradzić i zostawiały nas, to tak naprawdę w ogóle nas nie kochały, a związek i tak zakończyłby się w ten czy w inny sposób. To wcale nie jest prawdą. Aby się zakochać potrzeba czasu i zaangażowania, przeszkadzają w tym czynniki takie jak otaczająca nas zewsząd nienawiść, która wywołuje strach w naszych partnerkach przed przywiązaniem się do nas i narażeniem się w ten sposób na nieustające przykrości. My dajemy naszym fanom siebie poprzez muzykę, a oni odwdzięczają nam się tym, że niszczą nam życie. Oczywiście mówię tu jedynie o nawiedzonych psychofankach, które ubzdurały sobie, że jesteśmy ich własnością. Nie rozumiemy takich ludzi i staramy się ich unikać, jednakże są wszędzie: na ulicach, w internecie. Nie da się przed nimi uciec.
  Przeszkadzają nam psychofani, ale za to uwielbiamy naszych prawdziwych wielbicieli, ludzi, którzy podziwiają nas dla muzyki, którą tworzymy. Dzięki nim nasza praca ma jakikolwiek sens. Oni dają nam siłę. Po każdym koncercie jeszcze długo czuję się naładowany energią setek ludzi, którzy przyszli posłuchać naszej muzyki. To niewiarygodne jaką tłum fanów posiada moc. Właśnie z koncertów czerpiemy siłę, aby poradzić sobie z ciemnymi stronami sławy i z problemami, których nam one przysparzają.
  Mimo tego, że żyjemy w ciągłym biegu wtedy często dopadała mnie rutyna, bezsens tego wszystkiego. Rzadko zauważałem tę drugą, jasną stronę mojego życia. Miałem takie momenty, w których nie znajdowałem wytłumaczenia dla ludzkiej egzystencji i zastanawiałem się nad samobójstwem. Wtedy przypomniałem sobie o moich przyjaciołach i na pewien czas bezsens odchodził. Tylko, że problem tkwił w tym, iż wracał. Zawsze. Wtedy nie liczyły się setki fanów, byłem tylko ja i ta sztuczność oraz bezduszność dwudziestego pierwszego wieku. Ludzie zasłaniający swoje prawdziwe „ja” maskami, nieustanne kłamstwa, hipokryzja, dwulicowość. Tak, te przypadłości mógłbym nazwać szerzącą się szybko epidemią, która opanowała współczesny świat. Dolegliwościami, które dotykają wszystkich ludzi. Szczególnie mnie. Bo wtedy na tym świecie nie było nikogo, kto tak naprawdę by mnie znał. Wszyscy widzieli tylko część, którą odważyłem się pokazać i której nie ukryłem pod maską. Członkowie zespołu znali mnie lepiej niż ktokolwiek inny, ale nawet oni wówczas jeszcze nie poznali całego mnie, tych wszystkich zawiłości mojego charakteru, moich lęków, słabości. Wtedy jeszcze nikt tak naprawdę nie wiedział kim jestem. Nawet ja sam. W szczególności ja sam.


*************************************

Dodałam wcześniej, wiem, że jestem niesłowna, ale należy Wam się za piękne komentowanie ♥ Naprawdę jestem Wam wdzięczna. Mam nadzieję, że to co napisałam Wam się spodoba, i że tym razem również mnie nie zawiedziecie. Następny jak zasłużycie ;)
Love xx

14 komentarzy:

  1. bardzo mi się podoba i czekam na wiecej :)
    zyczę weny :)
    zapraszam do czytania i komentowania u mnie
    http://69-imagination.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, niby opisówka jest jest świetna naprawdę, opisuje cały ten świat z boku niby kolorowy ale ma też czarne strony. Trochę zdziwił mnie ten fakt, że żadna dziewczyna nie wywróciła mu w głowie bo w prologu było napisane, że cierpi z powodu rozstania, ale może ja coś źle zrozumiałam. Generalnie jest cudne i czekam na kolejny :)

    van-ill-op.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie, cudownie, no nie mam słów! Nigdy nie lubiłam i nadal nie lubię książek czy opowiadań, w których są całe strony opisów, ale to czytałam naprawdę z przejęciem, a ten opis ogrodu... Poczułam się, jakbym tam siedziała :)
    Umiesz wciągnąć czytelnika, jestem bardzo ciekawa, co dalej, niecierpliwie czekam na następny! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekałam i się w końcu doczekałam. Świetne. Nawet nie wiem jak to opisać :) Nie mogę doczekać się kolejnego. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow, to jest pierwszy blog o One Direction, który przedstawia, że oni mogą nie chcieć czsem tak żyć. Daje do myślenia

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak jak ci już pisałam wczoraj to jest genialne! To jak opisujesz jego emocje, przedstawiasz światopogląd... oj chyba nie ma na to słów...Coś czuję, że będziemy tu wszystkie przez Ciebie płakały... No dobra nie zaśmiecam, zostawiam miejsce na tysiąc innych komentarzy, bo naprawdę na nie zasługujesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. czadowe ; ] i takie... szczere ; *

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialny! Wreszcie dowiedzieliśmy się kim jest narrator.:) Miałam cichą nadzieję na kogoś innego niż Zayn, ale to nie umniejsza twojemu talentowi..;) Rozdział jest napisany po prostu genialne..;)
    Pozdrawiam i czekam na następny..;)
    [wspolnykierunek.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam jak piszesz, rozdział bardzo fajny czekam na następny :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Young przeczytała a trudno ją zmusić do takiego wysiłku o 2 w nocy w świąteczny dzień gdy wstać trzeba tuż przed świtem by iść odbębnić katolicki 'obowiązek'.
    Wiedziałam, że to będzie Zayn. Nagłówki potrafią wiele zdradzić. Hmm gdyby nie to pewnie obstawiłabym kogoś w okolicach Liama, on wydaje się najbardziej stateczny by podejmować takie wewnętrzne monologi. Tak czy siak lubię być zaskakiwana. A to jest jakieś zaskoczenie gdy patrzysz na Zayna "Vas happenin'" Malika i zastanawiasz się gdzie on to wszystko może ukrywać.
    Nie wiem czy tylko ja jestem fanem typowych opisówek, które pozwalają czytelnikowi wszystko dokładnie sobie wyobrazić. By wejść w akcje muszę wiedzieć gdzie mam ją umieścić, a Ty doskonale potrafisz przekazać pismem - obraz, który powinno się zobaczyć.
    Kurczaki, dobra w tym jesteś. Tak łatwo to wszystko można pochłonąć i można nawet chcieć więcej. Ja chce, od teraz...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Powiem tak. Na twojego bloga wpadłam przez przypadek, kiedy czytałam opowiadanie Gabielli i poleciła cię pod ostatnim rozdziałem. Spodziewałam się świetnego opowiadania, takiego jakie zastałam u Gab i nie rozczarowałam się. Jestem pod ogromnym, ogromnym, ogromnym wrażeniem. Podziwiam Cię, za styl pisania za 'ubieranie' uczuć w słowa i przedstawienie tego w taki spsób, że aż człowiekowi ciepło się na sercu robi i gula w gardle staje. Czytając to czułam się, jakbym czytała realny pamiętnik gwiazdy. Nawet nie wyobrażasz sobie w jak ogromnym stopniu na mnie wpłynęło tych kilkasety czy kilkatysięcy słów... Jeszcze czuję się jak na jakimś obłoczku... Hah... Geniusz... Kolejny raz powtarzam, podziwiam Cię za talent ponieważ tylko nieliczni go dostali.

    PS. Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła kupić twoją książkę :D

    i-stay-true.blogspot.com - jeżeli będziesz miała chwilę możesz zajrzeć. Albo nie, lepiej nie bo wstyd przed takim talentem jak twój.

    Pozdrawiam, Aleksja. ♥

    OdpowiedzUsuń
  12. To zupełnie inna, nowa, lepsza historia... W dodatku głównym bohaterem jest Zayn. Nie wiem co powiedzieć... Twoje słowa mną doszczętnie wstrząsnęły. Po przeczytaniu tego pragnę więcej i więcej. To niesamowite z jaką lekkością piszesz tą historię. Zazdroszczę ci tego.
    Love xx
    @JBluvsBabycakes

    OdpowiedzUsuń
  13. WOW po prostu brak słów.
    Piszesz to tak pięknie.
    Masz przeogromny talent i mam nadzieję, że kiedyś go wykorzystasz.
    Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  14. Fajne opowiadanie :)
    Zapraszam na mojego bloga http://charming-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń